tag:blogger.com,1999:blog-50879145725666706492024-03-14T04:02:00.528+01:00Nikowski BlogReaktywacja pisania o niczym.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.comBlogger54125tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-9274222960811900002012-10-15T22:35:00.004+02:002012-10-15T22:35:59.575+02:00Choroby źródłem niektórych potworów mitycznych, czyli geneza powstania szarych kosmitów, wampirów czy wilkołaków<span style="font-family: Georgia, serif;">Zastanawialiście skąd wzięły się niektóre naprawdę złe stworzenia z świata fantasy? Otóż z głupoty ludzkiej i chorób.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Seksomania: Sukuby i Inkuby</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Osoby pożądające seksu, uprawiające go także w przez sen. Śpi się w nocy, a cierpiące na nią osoby masturbują się lub wykorzystują do tego partnera. Dodajmy do tego katolicką wstrzemięźliwość i nagle spokojna panna zmienia się w demona seksu. Albo dżentelmen staje się niewyżytym zwierzęciem chcącym zaspokoić swoją chcicę przez sen (nieświadomie?)</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Hipertrichoza: Zwierzoludzie, wilkołaki, niedźwiedziołaki</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Jedna z części ciała cierpiącego z powodu tej choroby lub całe ciało jest niesamowicie zarośnięte. Do tego nieco nocnej wyobraźni i mamy czarne złe wilki, chodzące na dwóch łapach. Psie mordy? To i ogon musi być. Wilkołak, czy też likantrop gotowy! Niedźwiedziołaki? No cóż... Nie wszyscy są chudzi... ;)</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Porfirie: Wampiry, vampierze</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Ta choroba sprawia, że nieszczęśnik (lub nieszczęśniczka) wygląda jak wampir. Kłów brakuje, wysuwanych zresztą, jak ostatnio słyszałem. Ale pęcherze (które powstają też przy poparzeniach) po wystawieniu nagiej skóry na okrutne promienie słoneczne występują. Ot taka ciekawostka.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Argyria: Szarzy kosmici</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Choroba wynikająca z wysokiego stężenia srebra w organizmie. Z wydalaniem srebra jest już gorzej, dlatego też trzeba je gdzieś odłożyć? Dlaczego nie w skórze, zyskując przy tym szary bądź niebieski kolor? Brzmi bezpiecznie dla chorego, gorzej z reakcją społeczeństwa na taki kolor. Skoro murzyni mają ciężko to dlaczego szaroniebiescy mają mieć lepiej? Jest ich jeszcze mniej.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Cystynoza: Trolle</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Sympatyczna choroba, w przypadku której nieszczęśliwiec zamienia się powoli w kryształ. Tak... Zaczyna się od kryształków w oczach, przynajmniej tak wyczytałem. Jednak "trollizm" nie atakuje tylko oczu, każda komórka cierpi z jej powodu. W wyniku czego powstaje kamyczek w miejsce człowieka. A jak wiemy z dzieł pana T. Pratchetta, trolle zamieniały się w kamień gdy siedziały w bezruchu i poruszały tematy związane z filozofią...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Zespół Cotarda: Żywe trupy, zombie</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Kto z nas nie słyszał o przeuroczych, rozkładających się trupach, których jedynym celem istnienia, nie jest jak to się powszechnie uważa leżenie w dołku i danie się zjeść robaczkom, tylko zjedzenie mózgu najbliższej żyjącej istoty z gatunku Homo Sapiens. Nie, ta choroba nie stwarza, że wyglądasz się za życia, od tego jest o ile się orientuje martwica. Działanie tego paskudztwa sprawia, że chory czuje się trupem. DOSŁOWNIE. Ma prześladujące wrażenie, że jego ciało się rozpada. Na szczęście, to nie jedyna atrakcja, zjadające ciało robaki niedoszłego zombie również wylęgają się w podświadomości ofiary.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Progeria: Ufole z dużymi głowami</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Szare ufole, z tego co się orientuje, są powiązane z dużymi głowami. Przedstawiciele przeklęci tym schorzeniem szybko umierają, rekordzista dotrwał zaledwie trzynastu lat. Ludzie połączyli tą chorobę z Argyrią, zapewne dlatego, iż kiedyś srebro używane było jako środek bakteriobójczy, a więc przypuszczam, albowiem źródeł fachowych nie posiadam, że ludzie mierzyli "za wysokie stężenia" po pierwszych zmianach naskórnych.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Epidermodysplasia verruciformis: Drzewce, drzewoludzie, enty, driady (?)</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Niestety, bez efektów wpływającej na wielkość osobnika. Człowiek wygląda jakby porastało go drzewo, jakby drzewo żyło w nim, jakby on był drzewem. A przesądny był niejeden. Wesoło zakrapiana opowieść w dobrym towarzystwie musiała zostać podkolorowana, zapewne by ludziom się nie znudziło po chwili dziwactwo. Później wędrowny bajarz widział takie stworzenie, albo z nim rozmawiał, bez względu czy była to prawda czy nie, albo wójt spożył za dużo rozweselacza w postaci złocistego alkoholu i dawał dowód żywego świadka.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, serif;">Karłowatość: Karsnoludy.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Jegomościowie zwani karłami mają ciężki żywot jak przypuszczam i nie piszę tutaj o takich rzeczach, jak niemożność dosięgnięcia słoika z łakociami z wyższej półki. Niski wzrost wiązał się z wieloma utrudnieniami, co wiemy pewnie z naszego dzieciństwa. Jednak żyć jakoś musieli mali ludzie, a skoro nie mieli szans na dominacje fizyczną, musieli swe braki nadrabiać za pomocą umysłu. Tak więc powstała rasa pomysłowych maluczkich, którzy słynęli z budowy świetnych maszyn oraz chowania się głęboko pod ziemią, gdzie nikt nie mógł zagrozić ich twierdzom.<br /><br /><span style="font-size: xx-small;">Artykuł ten siedział w wersjach roboczych oczekując na publikacje od marca bieżącego roku, publikuje go w postaci niezmienionej od tego czasu.</span></span><br />
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-27639352220894382822012-10-15T01:25:00.000+02:002012-10-15T01:33:09.942+02:00Zombie - opowiadanie trzecie, czyli kontynuacja serii o końcu świataOpowiadanie numer trzy. Wiem, że jest niedokończone, jednak już od tak długiego czasu siedzi w "to do", że straciłem nadzieję, że czas na pisanie znajdę. Prawdopodobnie jest to ostatnie moje opowiadanie w tej niepoważnej przecież tematyce. (Błędy nie zostały poprawione.)<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Beczułkowaty
mężczyzna wszedł do baru. Jego rozbiegane, małe oczka szybko zlustrowały
wnętrze pomieszczenia, jednak nie dostrzegły drobnej dziewczyny chowającej się
za jednym przewróconych stolików. Daniel uśmiechną się do siebie, lubił sobie
popić od czasu do czasu, a truposzy nie widział tego dnia, co swoją drogą,
wydawało mu się dziwne. Odłożył na blat baru wielką strażacką siekierę i zaczął
przelewać zawartość butelki z Jackiem Danielsem, do potężnego kufla do którego
przed nastaniem apokalipsy wlewano głównie piwo.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">-Napijesz się ze
mną? - zapytał żartobliwym tonem swoje odbice w lustrze - Chyba nie pozwolisz
bym pił samotnie. Tak się przecież nie godzi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Czarnowłosa
dziewczyna, o dźwięcznym imieniu Anita, wstrzymała oddech. Domyślała się, że
została dostrzeżona. Skarciła się w myślach za zbyt długie ignorowanie
sygnałów, które jednoznacznie ostrzegały ją o nadchodzącym niebezpieczeństwie.
Mad Mark pouczał jąwielokrotnie, że jeśli tylko usłyszy jakikolwiek dzźwięk ma
się natychmiast schować w wcześniej przygotowanej kryjówce. Teraz od jej
schronu dzieliła ją cała długość baru.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Słyszała jak
szedł po roztłuczonych butelkach, które Mark rozsypał tutaj pierwszego ranga po
ich przybyciu. Przypomniała sobie co się z nim stało i nagle poczuła, jakby
powietrze było coraz rzadsze i zaczynało się opierać wdechom. Znała to uczucie,
jej organizm zawsze tak reagował na paniczny strach, do którego doprowadzała ją
jej tchórzliwa natura. Uspokoił ją racjonalny fakt, że wciąż nie słyszy
zbliżających się odgłosów kroków, co pozwoliło jej przypuszczać, że
niespodziewany intruz tylko improwizuje, rzucając słowa na wiatr, by wystraszyć
ewentualnych lokatorów i skłonić ich tym samym do jakiegoś krytycznego błędu.,
Usłyszała skrzypnięcie obrotowego stolika przy barze. Pamiętała dokładnie który
stolik wymagał naoliwienia, fakt, że intruz jest daleko dodawał jej otuchy. Bar
służył jej i jej chłopakowi, Mad Markowi, za dom oraz schron od ponad miesiąca.
W osobliwym domu spędzała dużo czasu, głównie, czytając książki, które nie
tylko służyły Jej za wygodne źródło wiedzy oraz pozwalały jej się oderwać od
rzeczywistości, która nie należała do najłatwiejszych. Bezczynność ją męczyła
od zawsze. Właściwie, nie sama bezczynność, a fakt, że z nudów zaczynała się
zastanawiać, rozważać przeszłosć, a to ją tylko dobijało, dlatego też ochoczo
zwiedzała pobliskie mieszkania i sklepy, zabierając co cenniejsze dla niej
przedmioty. Głównie jedzenie, narzędzia, ubrania i... książki. Pozwoliła myślom
płynąć i przeniosła się do niewielkiego domku na wsi, w którym znalazła jej
prywatny raj, biblioteczkę starszego mężczyzny, który niestety, jak
przypuszczała, umarł na zawał. Mark i tak spalił jego ciało, dla ostrożności,
ponieważ jak twierdził, jeden procent niebezpieczeństwa to sto procent
zagrożenia przy odrobinie nieszczęścia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Skarciła się w
myślach, za to, że straciła czujność i oddała się marzeniom, jednak meżczyzna
zdawał się dalej mówic sam do siebie nieświadom jej obecności. Anita chwyciła
butelkę, która zupełnym przypadkiem leżała tuż obok jej stopy, i cisneła nią w
przeciwległy kąt pomieszczenia, tuż obok drzwi wyjściowych. Butelka odbija się
od ściany i głucho wylądowała na czymś miękkim, ale nie była w stanie sobie przypomnieć
co właściwie tam leżało. Daniel od razu odrzucił kufel, rozlewając jego
zawrartość na całej długości blatu i chwycił pewnie swoją broń. Anita wychyliła
siędelikatnie za przewróconego stolika, by zorientować wsię w swoim położeniu.
Widok czujnego, uzbrojonego mężczyzny szybko pozbawił ją złudzeń, że zdoła
uciec biegnąc na niego pozorując atak, następnie zaś odskakując w bok i
przemykając tuż obok niego. Z daleka usłyszała donośny stłumiony odgłos
silnika, który szybko robił się coraz głośniejszy. Daniel zaregował
instynktownie, przeskoczył przez bar i schował się za nim. Anita postanowiła
wykorzystać jego tymczasową nieuwagę, wstała pośpiesznie i najszybciej jak
mogła przebiegła do drzwi, otworzyła je i zamkneła z trzaskiem, zasuwając
zasuwkę dygoczącą ręką. Przylgneła do ściany z obawą, że zaraz ujrzy
przebijającą się siekierę, jednak nic takiego nie nastąpiło. W chwili, gdy
dziewczyna przebiegała tuż przed nim miał zamknięte oczy by lepiej ocenić
odległość samochodu. Otwierając je w ostatniej chwili zauważył tylko zamykające
się z dużą siłą drzwi, co wystraszyło go i pomimo, że samochód był blisko wolał
wybiec z pomieszczenia, w którym nie wiedział z czym ma do czynienia. Mężczyzna
wierzył, że na otwartej przestrzeni będzie miał więcej możliwości ucieczki, niż
teraz, gdy jak sądził z przodu ktoś nadjeżdzał, a z tyłu czaił się
prawdopodobnie dobrze uzbrojony strażnik, który zaalarmował o jego obecności
kolegów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Daniel wybiegł na
środek ulicy, nie rozglądajac się. W chwili, w której zorientował się o swoim
błędzie było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Wiedział to, jednak próbował
rozpaczliwie odskoczyć w którąkolwiek ze stron, jednak pędzący samochód był
zbyt blisko. Kobieta siedząca za kierownicą rozpędzonej masy metalu była zbyt
zajęta szukaniem w głowie wspomnień, które mogłyby pomóc jej odnaleźć
przejezdną drogę, by uniknąć zderzenia. Na chwilę przed zderzeniem kobieta
skręciła kierownicę mocno w prawo, jednak za późno by uniknąć zderzenia.
Samochód przygwoździł Daniela do ściany, ten wytrzeszczył jedynie oczy i moment
później mężczyzna wyzionął ducha.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Lucida Console";">Anita początkowo
śmiertelnie przeraziła się nagłego huku, jednak po chwili ciekawość wziełą górę
nad strachem, wyciągneła z szuflady śrubokręt i powoli, zachowując największą
możliwą ostrożność. Powoli ominęła rozsypane szkło i w drzwiach wyjściowych
dostrzegła Różę, któa wpatrywała się w ciało Daniela.<o:p></o:p></span></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-68473722944406380662012-07-22T15:09:00.000+02:002012-07-22T15:09:22.947+02:00SecurityBSides<p><b>Przeklejam ogłoszenie na prośbę organizatorki.</b></p>
<hr>
<a ;="" href="http://securitybsides.pl/sbs.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img ;="" border="0" src="http://securitybsides.pl/sbs.jpg" /></a> Security Bsides to jedyna ogólnoświatowa
seria eventów związanych z bezpieczeństwem, w którym obok młodych
adeptów sztuki pojawiają się fachowcy z wieloletnim stażem. Jest to
wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, a to za sprawą dostępności dla
każdego – zapewnianej dzięki braku odpłatności za udział. Można zobaczyć
prelegentów, którzy nie przebiliby się do konferencji organizowanych
przez wielkie korporacje. Wszyscy – od kapituły organizacyjnej po
prelegentów są wolontariuszami, a jedynym źródłem, z którego można
pokryć koszty organizacji, są sponsorzy.
<br />
<div style="margin-bottom: 0in;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0in;">
Zapraszamy do udziału wszystkich. Od
zainteresowanej młodzieży, poprzez żądnych wiedzy studentów, do
pracowników firm pragnących zwiększyć swoje doświadczenie i poznać nowe
trendy w branży security.</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Wydarzenie może mieć formę conference i
unconference. O ile ta pierwsza forma jest dokładnie tym, co możemy
spotkać na innych konferencjach, o tyle druga daje pełną dowolność.
Można zorganizować warsztaty, quizy, zabawy, czy choćby rozłożyć się ze
sprzętem na plaży czy w lesie i „pochuliganić” w warunkach
semilaboratoryjnych- jednym słowem pełna dowolność.</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
W naszej edycji pierwsze dwa dni
planujemy zrobić w konwencji conference, zaś ostatni jako unconference-
jeżeli będzie zainteresowanie taką formą ze strony uczestników.</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Tegoroczna edycja jest pierwszą tego typu
w Polsce, ale na świecie (w obu konwencjach) odbyło się takich wiele, o
czym można przeczytać na <a ;="" href="http://securitybsides.com/">http://securitybsides.com/</a>.
Zapewniamy, że nie jest to ostatnie wydarzenie i będziemy je
organizować corocznie. Miejmy nadzieję że z roku na rok impreza będzie
przyciągać coraz więcej osób i dla wielu stanie się stałym punktem w
kalendarzu konferencyjnym.</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Więcej informacji na temat samego wydarzenia można znaleźć na naszej stronie internetowej <a ;="" href="http://securitybsides.pl/">http://securitybsides.pl/</a> .</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Uwaga! liczba miejsc ograniczona! Kto pierwszy ten lepszy, zarejestrować jako uczestnik można się <a ;="" href="http://rejestracja.securitybsides.pl/index.php?uczestnik" target="_blank">TUTAJ</a> </div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Do zobaczenia <b>12-14 października</b> w stolicy naszego pięknego kraju.</div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0in;">
Oto obecna lista prelegentów i ich tematów: </div>
<br />
* <b>Adam Haertle</b> – <i>„Rozmowa kontrolowana”</i><br />
* <b>Michał Sajdak</b> – <i>„Częste problemy bezpieczeństwa w systemach IT</i>”<br />
* <b>Krzysztof Kotowicz</b> –<i> „I’m in your browser, pwning your stuff: Atakowanie poprzez rozszerzenia Google Chrome”</i><br />
* <b>Marcin Karpezo</b> – <i>„Crowdsourceing – „Włącz się w rozwój”</i><br />
* <b>Artur Wójcik</b> – <i>„Anonimowość w sieci”</i><br />
* <b>Robert Jaroszuk</b> – <i>„Rewolucja w kryptografii”</i><br />
* <b>Michał Woźniak</b> – <i>„Haktywizm, czyli od ACTA po Syrii”</i><br />
* <b>Wojciech Dworakowski</b><br />
* <b>Paweł Goleń</b> – <i>„Jak zepsuć uwierzytelnienie w aplikacji mobilnej”</i><br />
* <b>Gaweł Mikołajczyk</b> – <i>„Bezpieczeństwo sieci IPv6”</i><br />
* <b>Adrian „Vizzdoom” Michalczyk</b> – <i>„Nie brudź białego kapelusza! Testowanie oprogramowania narzędziami Open-Source”</i><br />
* <b>Mateusz Kocielski</b> – <i>„Pwning ring0”</i><br />
* <b>Piotr Łaskawiec</b><br />
* <b>Piotr Konieczny</b> – <i>„Atakowanie Bankomatów (czyli przełamywanie zabezpieczeń<br />
urządzeń elektromechanicznych)”</i><br />
* <b>Jakub Mrugalski</b> – <i>„Metody ataków wykorzystywane przez spamerów”</i><br />
* <b>Łukasz Taczuk</b> – <i>„$ Wake up, Neo… – przejmowanie zdalnego terminala” </i><br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-89067453904044379332011-10-08T13:28:00.002+02:002011-10-08T13:31:07.025+02:00Zombie - opowiadanie drugieDrugie opowiadanie o końcu świata. W następnym planuje połączyć bohaterów w dość... niespodziewany sposób.<br /><p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Gdy ją spotkał była w beznadziejnej sytuacji. Zabarykadowała się w jednorodzinnym domku przerobionym na fortecę. Dwupiętrowy budynek miał zabite deskami liczne okna i dwoje drzwi zewnętrznych. Zombie by z pewnością niebawem wyważyły, naciskając swoimi cielskami, gdyby nie Nemezis, który stukając stalową rurką odwrócił ich uwagę od dziewczyny.</span></p><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Dzika Róża, bo tak tytułowała się kobieta kończyła przesuwać meble w pobliże schodów, które zamierzała zrzucić na chodzące trupy, gdy usłyszała głośne uderzenia metalu o metal. Początkowo strach zmroził jej krew w żyłach i unieruchomił swoimi potężnymi więzami, wpełzając do wnętrza umysłu, niczym wąż. Jednak świadomość wzięła po chwili górę nad przerażeniem, podbiegła do zabitego okna i spojrzała przez szparę pomiędzy deskami. Ujrzała przesadnie umięśnionego mężczyznę z licznymi ranami na odsłoniętych rękach. Na sobie miał flanelową koszulę, bez rękawów, oraz spodnie moro z wieloma kieszeniami. Kobieta stała nieruchomo obserwując jak wielka horda zombie obraca się powoli w stronę jej wybawcy z przerażającym zawozdzeniem. Odgłos ten był dobrą bronią psychologiczną. Mroził krew w żyłach, wdzierał się do najgłębszych zakamarków umysłu, objawiając się później w postaci koszmarów, z których oblani zimnym potem ludzie budzili się z zwierzęcym, wysokim piskiem,.</span></p> <p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Nemezis uderzał mocniej i omcniej, aż barierka wyginała siępod kolejnymi ciosami wielkoluda. Dopiero gdy jeden z nieumarłych potworów zbliżył się do niego, metalowa rurka mężczyzny zmieniła cel na głowę umarlaka. Broń wylądowała w zamierzonym miejscu, na prawej skroni, z niemiłym dla uszu przeciętnego człowieka trzaskiem pękającej czaszki. Stał przez chwilę w oczekiwaniu na atak nadchodzącego zombie. Nemezis doskoczył do niego, pociągnął za koszulkę trupa jedną ręką, a drugą wbił metal w tył głowy zombie. Truchtem ruszył wzdłuż barierki, w stronę przeciwną do kryjówki Dzikiej Róży. Podniósł z ziemi wcześniej przygotowane talerze perkusyjne i zaczął grać na nich znany tylko sobie utwór. Zombie podążały za nim jak zaklęte. Jego stado szybko się powiększało. Jedynie zmarli, którzy byli uwięzieni w pułapkach w postaci zamkniętych pokoi czy samochodów zostawali na swoich miejscach. Wyszedł na główną ulicę i wzdłuż niej podążał na zewnątrz miasta, prowadząc za sobą śmiercionośny tłum.</span></p> <p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Dzika róża widząc niecodzienną, nawet jak na koniec świata, sytuację wyszła przez okno na dach i stamtąd oglądała zjawisko. Po dłuższej chwili, gdy się już uspokoiła na tyle, by jej ręce przestały się trząść, postanowiła dokończyć przygotowania minivana, którego ukradła spod siedziby firmy kurierskiej. Samochód był już praktycznie gotowy do drogi, już od tygodnia chciała uciec z tego miejsca, jednak szczęście jej nie dopisało. Akurat tej nocy wędrowna chmara żywych trupów otoczyła jej dom. Zdarzało się to średnio raz na tydzień, jednak tym razem swoim głośnym zachowaniem i brakiem ostrożności zwróciła na siebie uwagę. Głośna muzyka ze znalezionego zaledwie dwa dni temu radia zagłuszyła dźwięki, które zdradzały obecność potworów, jednocześnie zwabiając je. Dopiero uderzenia z każdej strony uświadomiły ją w jakim była niebezpieczeństwie. Teraz jednak zombie odeszły za człowiekiem, wrzuciła do samochodu dwie torby, otworzyła wrota garażu i wyjechała na drogę. Dopiero w tej chwili przypomniała sobie, że miała zaplanować gdzie się chce udać. Zatrzymała się na środku skrzyżowania i rozwinęła mapę z jej notatkami. </span> </p> <p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Postanowiła się zrewanżować za pomoc, przecież nieznany jej mężczyzna pieszo uciekał przed potworami, które miały ją niebawem zjeść. Wytyczyła trasę tak, by spotkać go zaraz przy wyjeździe z miasta, jednocześnie jadąc z dala od głównej drogi. Westchnęła głośno i ruszyła w nieznane, nie wiedząc jakie okropności los dla niej przygotował...</span></p>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-43077763278098500952011-10-06T06:47:00.002+02:002011-10-06T06:51:44.654+02:00Zombie - opowiadanie pierwsze, czyli seria o końcu świataWiem, że błędnie mi interpretuje dialogi. Wiem, że wygląda to jak lista punktowana i nie zrobię z tym nic w najbliższym czasie, bo nie mam czasu na robienie poprawek. Temat wyjątkowo głupi, bowiem koniec świata, ale jako, że jest trudny, może się ciekawie rozwinąć. Liczyłem na komentarze, ale dopiero później się zorientowałem, że o tym blogu nawet Bóg zapomniał. No nic, łatwiej będzie mi wrzucić <span style="font-style: italic;">Zombie - opowiadanie pierwsze, czyli seria o końcu świata</span>. Tym razem coś krótszego i w sumie... niedokończonego.<br /><br /><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Za oknem niewielkiej drewnianej chatki było szaro, a deszcz lecący z ciemnogranatowych chmur nastrajał pesymistycznie. Polanę ogłaszała ponura i złowroga głusza. W mrocznym zaciszu chatki siedział na okrytym skórą, bujanym fotelu młody mężczyzna z książką na kolanach.Nie czytał, wspominał czasy, gdy świat w którym przyszło mu żyć był normalny.</span></p><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Wszystko zaczęło się nagle. W jakiejś wiosce ludzie zaczęli chorować na „nową mutację grypy”, jak to media określiły, jednak po tym jak pacjenci zaczęli wstawać po śmierci, przez co odizolowano cały szpital, ludzie zorientowali się, że oglądane przez nich wielokrotnie filmy o żywych trupach stały się rzeczywistością. Rząd zareagował momentalnie, przybyło regularne wojsko i wyeliminowało zagrożenie w postaci zombityków. W telewizji podano, że w szpitalu przeprowadzono atak terrorystyczny z użyciem broni biologicznej, jednak szczegóły zostały utajnione na czas śledztwa. Jednak zanim w szpitalu rozętało się piekło, parę zarażonych osób zdążyło uciec z miejsca zdarzenia. Już następnego dnia zgłaszano przypadki morderczego szału, w którym dziwnie wyglądający człowiek atakował swoich domowników. Pomimo iż doniesień było coraz więcej funkcjonariusze nie mogli nic zrobić, paraliżował ich strach przed zombitykami, jednak nie mogli nic powiedzieć, bo podpisali dokumenty zakazujące im wypowiadania się na temat ich pracy. Agencja Bezpieczeństwa do Spraw Wewnętrznych usprawiedliwiała konieczność podpisania tych dokumentów zapewnieniami, że mają one na celu nie wzbudzanie paniki oraz pomóc w zachowaniu kontroli nad zjawiskiem. Liczne ujęcia zombie tłumaczono zafascynowaniem młodzieży, która szuka sensacji fałszując nagrania. Pomimo, że prawie każdy był świadomy prawdy, nikt nie chciał jej dopuścić do myśli oraz bał się tym mówić o chodzących umarłych.</span> <ul><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">A trzeba było mówić – pomyślał – Ludzie by się przygotowali, uzbroili i zjednoczyli. Teraz... Jest jednak na to za późno. Czasu nie cofniemy, więc jedynym wyjściem jakie nam pozostaje to przetrwać.</span></p> </li></ul> <p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Dwa dni później już trwała regularna wojna ludzi z zombitykami. Po pięciu dniach już nikt nie łudził się że ludzkość wygra tą walkę. Morale było niskie, żołnierze nie chcieli strzelać do ludzi, szczególnie do zarażonych dzieci. Sprawę pogorszyła, jak się później okazało, fałszywa plotka, że znaleziono antidotum, które pozwala na odmienienie zombityka do jego dawnej formy, o ile ciało nie zostało śmiertelnie uszkodzone. Prezydent Stanów Zjednoczonych Obu Ameryk wydał oficjalne oświadczenie, w którym zdementował plotkę, jednak w psychice żołnierzy pozostały wątpliwości. Obawy żołnierzy odebrały im wolę do walki, zamiast strzelać w głowę by uszkodzić zombie i unieszkodliwić go, zaczęli celować w stawy. Ostatecznie marnowali w ten sposób o wiele więcej amunicji, ponieważ zombie nie czuły bólu, Dopóki ich mięśnie były w stanie poruszać kończynami one kontynuowały polowanie. Myśl, że z każdym poległym człowiekiem pojawiał się nowy przeciwnik wprowadzała ludzi w depresje i uczucie bezsensu. </span> </p><span style="font-family:Lucida Console, monospace;">Sytuacje pogarszały akcje ratunkowe, których celem było ratowanie bliskich. W większości przypadków okazywało się, że ekipa pomocnicza przybywała za późno i zamiast pomóc rodzinie członków grupy okazywało się że trzeba ich zabić.</span><br />cdn.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-75968983791428835912011-10-04T07:13:00.008+02:002011-10-17T21:51:35.730+02:00KoboldziaWprawka numer jeden. Miała to być książka, jednak szybko odkryłem, że nie potrafię dobrze pisać. Jest to więc opowiadanie. Nad kolejnym, równie marną, już pracuje. Na końcu zamieściłem też swoje notatki, na podstawie których już niebawem miałem napisać dalszą część, jednak pod ciężarem krytyki zrezygnowałem. Oceniajcie.<br /><br /><p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Padał deszcz, gdy wszedł do niewielkiej osady koboldów. Stworzenia te zawsze były tępione przez ludzi, który mieli im za złe, że koboldy zbierały leśne dobra, jak grzyby czy żyzną ściółkę, polowały na zwierzęta oraz do czasu do czasu, w środku nocy, w akcie desperacji plądrowały magazyny i spichlerze pobliskich wiosek. Powietrze wypełniał drażniący nozdrza zapach moczu, oraz niezwykle przyjemny zapach pieczonej sarniny.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Człowiek w skórzni, dzierżący starannie wykonaną włócznię oraz drewnianą tarczę z namalowanym rulonem papieru z nogami, symbolem gildii gońców pieszych, wywołał niemałe zamieszanie wśród mieszkańców osady. W niespełna minutę otoczyło go osiem osobników o kocich głowach, uzbrojonych w niebezpiecznie zaostrzone gałęzie o długości około dwóch metrów, które w rękach stworzeń mających niespełna metr wysokości, wyglądały jak piki. Wszyscy mieszkańcy niewielkiej społeczności, a było powyżej setki, oprócz strachu, czuli również niepokój, wiedzieli bowiem, iż coś jest nie tak jak zawsze.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Mianowicie istota rodzaju ludzkiego, która weszła między ich szałasy jakby szła na beztroski spacer po obiedzie, była w pełnym rynsztunku co wskazywało na złowrogie zamiary, jednak była sama. Pomimo, że ludzie byli wyżsi i silniejsi od koboldów, wiedzieli, że zapuszczanie się w pojedynkę tam, gdzie te niskie stworzonka były spotykane w grupach większych niż trzyosobowe, kończyło się w najlepszym przypadku utratą majątku, a w przypadku stawiania oporu, również i życia.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Włócznia, którą do tej pory ludzki mężczyzna trzymał gotową do śmiertelnego pchnięcia, uderzyła zamiast w delikatne, niczym nie zasłonięte ciało niskiego stworzenia, w kamień leżący tuż obok jego nogi. Otaczający człowieka napastnicy odskoczyli odruchowo. Dzielny obrońca wioski, który stał naprzeciwko człowieka niefortunnie pośliznął się jednak na błocie i przewrócił się padając na wznak. Spodziewając się wciąż ataku, traktując poprzednie zachowanie istoty ludzkiej jako zmyłkę, mającą na celu odwrócić jego uwagę, przeturlał się z całej siły w lewo. Cios jednak nie nadszedł.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Wszystkie istoty żyjące na ziemiach należących do Królowej Ardy Trzeciej, a więc również mieszkańcy tej zacnej wioski, zobowiązani są do wystawienia jednej trzeciej populacji, do pomocy obronie zachodniej granicy włości Jej Wysokości. - Człowiek donośnym głosem recytował zapamiętaną wiadomość – Arda Trzecia w swej mądrości, przedstawicieli waszej rasy wyznaczyła do następujących zadań. Po pierwsze, każda społeczność licząca powyżej sześćdziesięciu mieszkańców, ma wybrać najszybszego i najbardziej wytrzymałego osobnika, by zasilił szeregi gońców pieszych. Po drugie, jako, że koboldy znane są ze swojej orientacji w przestrzeni, każde ich zbiorowisko wyznacza po dwóch przewodników. - Mówca odkaszlnął, jego ton i styl wypowiedzi stał się mniej podniosły – W skrócie, by nie tracić czasu, musicie znaleźć jeszcze trzech złodziejów, z każdej specjalizacji to jest kieszonkostwa, skradania i otwierania zamków Wychodzi więc po jednym na specjalizacje. Oraz pięciu łotrzyków znających się na poruszaniu w tunelach. Jeśli ktoś czuje się jeszcze w obowiązku, może dołączyć jako ochotnik.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Przez chwilę zebrany tłum patrzył na człowieka niezwykle wrogo, jednak gdy już miał się całą masą rzucić na posłańca, powstało poruszenie na jego tyłach. Człowiek widział jak koboldy rozsuwają się i robią miejsce padając przed postacią w zszarzałej, niegdyś z pewnością jednak śnieżnobiałej, szacie.</span></p> <ul><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Witaj sługo Ardy Trzeciej, Walersie Fold. Co się dzieje na włościach Twej Pani?</span></p> </li><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Witaj Wielka Matko – Człowiek ukłonił się z szacunkiem – Ma Pani jak wiesz prowadzi wojnę, którą rozpoczął zdradziecki Cyror. Niestety mniej oświeceni członkowie Twojej rasy aktywnie wspierają karły w walce z nami.</span></p> </li><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Odpowiadam jedynie za poczynania istot mieszkających tutaj. Nie mogę sprostać Twoim wymaganiom człowieku, jednak by przysiędze stała się zadość, czwarta część naszej wioski zgłosi się w stolicy wraz z kolejną pełnią księżyca. Jako dowód naszej wierności mój pierworodny wyruszy z Tobą. Jestem zmuszona jednak prosić Cię, byś raczył poczekać przed osadą, nie w jej środku.</span></p> </li></ul> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Człowiek skłonił się ponownie i bez słowa skierował się w kierunku z którego przyszedł. Czekał tam na niego biały, nieprzeciętnych rozmiarów pies posilający się świeżo upolowanym królikiem. Na jego widok podniósł głowę i szczeknął radośnie. Żołnierz odpiął przywiązany do obroży plecak, głaszcząc psa po głowie, po czym przytroczył do pojemnika włócznie i tarczę. Następnie wyjął z niego bułkę. Skubał ją wolno przysłuchując się chaotycznej, jego zdaniem, melodii pożegnalnej. Pieśni trwały długo, po czym ucichły niespodziewanie. Znudzony człowiek zaczął strugać konika z drewna. Kobold opuścił wioskę dopiero wieczorem, jednak nie przypominał jego braci. Był wysoki i nieco otyły jak na jego rasę, jego futro zaś, było ciemnogranatowe, a nie czarne lub szare. W zadużej, dziecięcej koszulce wyglądał zabawnie. Za przepaską biodrową z niegarbowanej skóry, miał dwa długie sztylety. Pierworodny syn Wielkiej Matki przedstawił się jako Narach z Wolnej Powierzchni, po czym nie zwracając uwagi na człeka ruszył ścieżką. Człowiek założył plecak, o który do tej pory był oparty i bez słowa ruszył za nim.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Szli żwawym marszem. Zachmurzone niebo zsyłało deszcz, który padał bez przerwy przez cztery dni. W tym czasie kobold nieprzygotowany do tak długiej podróży mókł żałośnie. Nie przywykł do tak długich podróży, polowania nie trwały dłużej niż trzy doby. Od zimnego deszczu dostał kataru. Człowiek był przygotowany, miał skórzany, garbowany płaszcz przeciwdeszczowy, po którym zimne krople deszczu spływały swobodnie. Dwa kolejne dni były pogodne.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Siódmego dnia oboje byli niespokojni, czuli się wykończeni po całej nocy pieszej podróży. Postanowili o świcie rozbić obóz, gdyż drapieżniki nie polowały w biały dzień. Drewno było wciąż mokre, więc Narach zdążył zbudować prowizoryczny szałas, przypominający namiot, zanim Walers rozpalił ognisko. Tym razem byli tak zmęczeni, że postanowili nie wystawiać warty, oboje ledwo położyli się na ziemi i zasnęli głębokim snem. O tym, że to był błąd jeszcze nie wiedzieli, nie mogli wiedzieć że od wczoraj ktoś podążał ich śladami, pomimo iż pies wielokrotnie szczekał w stronę krzaków.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Pierwszy obudził się Narach, wciąż był zmęczony, jednak jego niezwykle czułe koboldzie uszy wychwyciły dźwięk. Początkowo myślał, że to jakieś dzikie zwierze. Jednak gdy zobaczył ukradkiem, że ogień wciąż się pali, zorientował się, że nie słyszy psa. Podświadomie wiedział się, że znaleźli się w niebezpieczeństwie. Zbudził towarzysza mocnym szturchnięciem w żebra. Walers momentalnie domyślił się o co chodzi, wyszarpał włócznie przyczepioną do plecaka, który wykorzystywał jako poduszkę w czasie snu, oraz nieco bardziej opanowanym ruchem odpiął tarczę. Wyskoczył żwawo z szałasu i to co zobaczył zmroziło w krew w jego żyłach. Jego wierny pies leżał rozpłatany od pyska, po sam ogon. Wiedział, że w ten sposób zdejmuje się skórę, jego wuj był wprawnym myśliwym i jak Walers był jeszcze podrostkiem, często zabierał go na polowania. Chwilowy szok spowodowany stratą wiernego towarzysza w tak bestialski sposób uśpił czujność gońca jedynie na niespełna dziesięć sekund, jednak czająca się za ścianą szałasu postać była gotowa do ataku. Skoczyła od tyłu w stronę bezbronnego Walersa i wykorzystując siłę wybicia, oraz ciężar ciała, wbiła drewniany kołek w plecy dzielnego gońca. Narach wiedział, że będzie następny, więc instynktownie postawnoił wykorzystać przewagę, jaką dawał mu fakt, iż napastnik jest pochłonięty jego przyjacielem. Rzucił jeden z dobytych z wprawą sztyletów celując w plecy napastnika. Szczęście całkowicie go dziś nie opuściło, lecąca broń wbiła się nie w plecy, a w potylice wroga. Ciało porażone przeszywającym zimnem metalu przebijającego się przez tylną część czaszki wygięło się do tyłu w nienaturalny łuk.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Kobold ostrożnie rozglądał się, wciąż bojąc się wyjść z bezpiecznego jego zdaniem szałasu. Czuł jak w jego uszach i skroniach tętni rytmicznie krew. Dopiero po dłuższej chwili, która wydawała się mu wiecznością. Jego nastawione uszy nie odbierały żadnych niepokojących sygnałów. Oczy również. Wciąż czując niezwykły przypływ energii, spowodowany zapewne ekstremalnym stężeniem adrenaliny, odważył się opuścić bezpieczną kryjówkę. Walers oddychał płytko, z trudem łapiąc powietrze. Narach wyskoczył z szałasu w locie obracając się. Pomimo, że nie dostrzegł nikogo, wykonał zwód. Wiedząc, że ktoś zza drzew może w tej chwili do niego celować, wykonał fikołka do przodu znowu chowając się w szałasie. Dopiero po tych skomplikowanych manewrach zdecydował się się odzyskać swoją broń. Wyszarpnął ją energicznie z głowy, z której wydobywał się płyn około mózgowy. Ohydna maź pokrywała całe ostrze, wytarł je o ubrania nieboszczyka. W miejscu gdzie leżał Walers pojawiła się wielka plama krwi, wymieszanej z substancją o dziwnej konsystencji. Kobold wciąż rozglądając się nerwowo i bacznie nasłuchując zbliżył się do towarzysza podróży.</span></p> <ul><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">To kręgosłup. Nie mogę ruszać nogami, nie czuje ich. – Ranny goniec z trudem wyciągnął niewielką tubę ukrytą pod skórznią, w jego głosie słychać było panikę – Dobij mnie i dostarcz te pisma do stolicy natychmiast. - Krew pojawiła się w kąciku jego ust. - W plecaku znajdziesz sakwę ze złotem, zapasy jedzenia i wody oraz mój dziennik. No już, zabij mnie, bo to cholernie boli.</span></p> </li></ul> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Kobold niespodziewanie, wbił oba sztylety w oczy człowieka i przekręcił je. Wiedział, że to najszybszy sposób na zabicie ofiary w możliwie najmniej bolesny sposób, pamiętał jak jego ojciec zabił jego wuja po tym, jak wściekła locha rozharatała mu cały bok. Podejrzewał, że wciąż nie jest bezpieczny, dlatego pośpiesznie wytarł ostrza swoich sztyletów i zatknął je do pochw w jego przepasce biodrowej, zabrał tubę i pobiegł do namiotu. Wyrzucił książki oraz większość innego, zbędnego jego zdaniem bagażu z plecaka, zostawiając tam jedynie żywność i złoto. Tubę zapakował do worka z dwoma sznurkami, służącymi za szelki, bo tak wyglądał owy plecak. Ściągnął koszulkę i założył szelki plecaka, po czym wyskoczył z schronienia. Wciąż miał wrażenie, że w pobliżu czai się jeszcze jeden napastnik. Plecak był niewygodny, postanowił przy najbliższej okazji skrócić sznury. Podbiegł do ciała, pochwycił szybko włócznie oraz tarcze. Następnie jak najszybciej starał się dobiec do lasu, jednak szybko zorientował się, iż wyposażenie człowieka jest dla niego zbyt ciężkie i nieporęczne, dlatego też wypuścił z rąk drewnianą tarczę i włócznie. Ledwo dobiegł do lasu, już był zły na siebie. Plecak był nie tylko niewygodny, ale był tak nieporęczny, że uniemożliwiał mu szybki bieg. Nie przerywając ucieczki, zdjął plecak, otworzył go energicznie, chwycił tubę i upuścił ciążący worek. Teraz dopiero mógł biec z pełną prędkością. Biegł, nie obracając się za siebie przez całe cztery godziny. Nagle poczuł, że adrenalina przestała działać i bez ostrzeżenia runął na ziemię, odruchowo robiąc fikołka. Leżał na plecach, próbując jak najszybciej uspokoić swój oddech. Słuchał uważnie, jednak oprócz siebie i wiatru nie słyszał nic.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Nie zauważył kiedy zasną. Śniło mu się, że jest koboldziątkiem, które bawi się wraz z rówieśnikami w leśnego berka. Beztroską zabawę jednak przerwał ryk niedźwiedzia. Dopiero wtedy sobie przypomniał, że wydarzenia o których śnił już się wydarzyły. To był czas jego inicjacji, wieloletniej tradycji, gdy kobold miał przynieść społeczności coś wartościowego, coś czego potrzebowała lub coś, co pozwoliłoby podnieść komfort życia. Inaczej sobie to wyobrażał, miała być to wielka podróż w nieznane, tymczasem jego życiowe wydarzenie odbyło się zaledwie trzy kilometry od domu. Ryk brunatnego niedźwiedzia wywołał panikę i pewnie, strachliwy wówczas, Narach dołączył by do innych dzieciaków, gdyby nie nieuwaga najmłodszego z uczestników zabawy. Najmniejszy kobold próbował wspiąć się na drzewo, i prawdopodobnie udałoby mu się tam przeczekać niebezpieczną sytuacje, jednak spadł wraz z gałęzią, która najzwyczajniej w świecie nie wytrzymała jego ciężaru. Zanim dotarł na ziemię, ściągnął za sobą parę kolejnych konarów uderzając w nie z siłą swojego ciężaru. Jego obrażenia były bardzo rozległe, jednak Narach nie mógł o tym wiedzieć. Przebiegł tuż przed groźnym zwierzęciem, skupiając na sobie jego uwagę. Wiedział, że nie będzie w stanie długo uciekać, ponieważ był zmęczony wcześniejszą zabawą. Jego umysł szukał rozpaczliwie wyjścia z opresji. Nagle przypomniał sobie o kłodzie, którą zwalili nad głęboką szczeliną, którą wyżłobiła przez wieki rzeka. „To moja jedyna szansa” pomyślał, wiedząc, że plan jest bardzo ryzykowny. Gdy dotarł na miejsce, brunatny potwór już go doganiał. Szybko przebiegł przez kłodę i z całych sił spróbował ją zepchnąć. Niestety, kłoda nawet nie drgnęła. Narach wiedząc, że nie ma czasu na mocowanie postanowił staranować goniące go cielsko. Niedźwiedź zachęcony faktem, iż drzewo okazało się stabilne, skoczył na kłodę i wtedy rozległ się głośny trzask. Kłoda złamała się w pół i spadła wraz z nim. Kobold który już wskoczył na zwalone drzewo momentalnie wybił się ponownie odskakując w tył. Spadając niedźwiedź przerażająco ryczał, ryk ten nawiedza Naracha w najgorszych koszmarach. Po tym wydarzeniu długo jeszcze patrzył w dól, na morderczą rzekę, jakby bojąc się, że przed chwilą goniący go potwór może z niej nagle wyskoczyć i zaatakować ponownie.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Obudził się wypoczęty. Ledwo widoczne, bo zasłaniane przez korony rozłożystych drzew, słońce chyliło się ku zachodowi. Próbował podnieść się z ziemi, jednak okropny ból mięśni, nieprzygotowanych do tak nagłego i intensywnego wysiłku jaki przeżył dzisiejszego ranka, skutecznie mu to utrudniał. Zmuszając się do nadludzkiego wręcz wysiłku, udało mu się w końcu wstać. Wtem odkrył, że znajduje się w całkiem innym miejscu. Rozglądając się nerwowo odkrył, że znajduje się w całkiem innym miejscu. Był w prowizorycznym obozie. Odruchowo spróbował wyciągnąć broń, jednak nie odnalazł zimnych rękojeści sztyletów.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Zabrałam je, byś mnie nie zaatakował podczas pierwszego szoku. - Narachowi udało się zlokalizować źródło głosu, chociaż go nie widział, ponieważ znajdowało się za rozpiętą na dwóch kijach skórą. Znał ten głos bardzo dobrze, należał do Jego najmłodszej, choć od niego o rok starszej siostry, Siliy. - Matka miała złe przeczucia odnośnie Twojej wyprawy z człowiekiem. Później zemdlała i miała widzenie. Pierwsze co zrobiła po odzyskaniu zmysłów to wysłanie mnie za Tobą. </span> </p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Ale gdzie my właściwie jesteśmy? I gdzie jest pojemnik na zwoje? - Zapytał Narach podchodząc do parawanu ze skóry, jednak gdy tylko się do niego zbliżył, koboldzica syknęła głośno. Od razu poznał ten rodzaj syknięc. Według tradycji samce koboldów nie mogły oglądać samic w pewne dni, gdyż jak mówili starsi, to oglądanie ich wtedy obraża ich godność. Siostra wytłumaczyła mu na czym to polega, więc usiadł tyłem do parawanu i czekał, aż ta pozwoli mu się zbliżyć.</span></p> <ul><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Noc spędzimy tutaj, -powiedziała Silly- jutro koło południa będziemy już poza Koboldzią Doliną. Zanim słońce znowu zniknie, dotrzemy do pierwszej wioski. Na granicy prawdopodobnie spotkamy ludzi, więc musimy iść ścieżką, by nie byli zaskoczeni. Przy Wysokich ludziach nie wolno Ci wykonywać gwałtownych ruchów, są bardzo nerwowi. Rozumiesz?</span></p> </li><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Być spokojnym, rozumiem. Pytałem też...</span></p> </li><li><p style="margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Pamiętam o co pytałeś – W miłym głosie siostry, Narach wyczuł nutkę rozdrażnienia. – Poza Koboldzią Doliną, którą Wysocy nazywają też Rezerwatem, musimy chodzić w odzieniu. - Mówiąc to Silly przerzuciła lniany worek z otworami na głowę i ręce. To niewybredne ubranie było dostosowane do wysokości Narracha, jakby był obcięty specjalnie dla niego. W worku zmieściłby się z pewnością jeszcze jeden kobold, tak był szeroki. - Traktuj to jak prezent ode mnie. Kontynuujmy, z człowiekami rozmawiam ja, jestem starsza i bardziej doświadczona. Jeśli wydaje polecenie, masz je wykonać, bez względu jak głupie czy kapryśne będzie Ci się wydawać. Teraz druga sprawa o którą pytałeś, pojemnik na zwoje człowieka. Przyda się, ma znak gildii. W połączeniu z tarczą pomoże zdobyć nam nieco zaufania. W środku jest parę wiadomości, ale są zapieczętowane, a pieczęci lepiej na razie nie zrywać. -Zrobiła krótką przerwę – A teraz chodź tutaj, bierzesz pierwszą wartę, ale jeszcze zanim zasnę, nazbieraj jeszcze drzewa, chcemy palić całą noc.</span></p> </li></ul> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Narach niepewnie podszedł do siostry, leżała pod skórami, przy ognisku. Mimowolnie uśmiechnął się, Siliy wyglądała niezwykle uroczo, według koboldzich standardów, gdy zasypiała. Posłusznie zebrał drewno, po czym zajął się polerowaniem jego sztyletów, które leżały na kamieniu. Siliy podobnie do Walersa, postanowiła użyć plecaka jako poduszki. Objęła go, jakby ktoś jej chciał go ukraść. Zajmowanie się bronią działało na Naracha odstresowywująco, a ciepło ogniska relaksowało. Oba sztylety były zabrudzone zaschłą krwią, co go zdziwiło, gdyż nie pamiętał by używał obu. Starał się zachować jak największą ciszę, od czasu do czasu, przechadzając się wokół obozu. Czas płynął wolno, zdawał się dłużyć w nieskończoność. Bał się, zdawało mu się, że w oddali coś chodzi. Umysł płatał figle, a wyobraźnia je pobudzała. Przez moment był pewien, że w oddali widzi parę świecących na czerwono oczu, jednak gdy spanikowany podbiegł do śpiącej królewny, jak nazywał współobozowiczkę w myślach, oczy zniknęły. Po tym wydarzeniu nie mógł się uspokoić. Gdy usłyszał w oddali sowę ciarki go przeszły. </span> </p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Gdy w końcu Siliy obudziła się kobold był niezwykle szczęśliwy. Większa część nocy była już za nimi. Koboldzica przeciągnęła się leniwie i zakręciła parę młynków dłońmi. Wstała i poszła w kierunku niewielkiego strumyka, jednak Narach o tym źródle wody nie mógł wiedzieć. Zabroniła mu iść za sobą, po chwili jej sylwetka zniknęła w bezdennej ciemności. Wyczekiwał, niecierpliwił się. Gdy Silly wróciła, kazała mu się wykąpać, wskazując miejsce skąd przyszła, i położyć spać, jednak nie pozwoliła mu korzystać z swojego leża, co bardzo zdenerwowało kobolda. Koboldzica była o wiele spokojniesza od swojego brata, w czasie swojej warty oddalała się co jakiś czas od ogniska. Przez noc udało się jej upolować lisa, który zaciekawiony dwoma stworzonkami przy ognisku podszedł zbyt blisko. Siliy oskórowała zdobycz zręcznie, jedną część upiekła nad ogniskiem, drugą nabijała na kije.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Gdy pierwsze promienie wychyliły się ponad horyzont koboldzica obudziła brata. Zjedli razem sporą część upieczonego mięsa, a to czego nie zdołali zawinęli w szmatę i włożyli do plecaka. Gdy wyszli na ścieżkę, zakopali większość pakunków pod drzewem, a na jego gałąź Siliy wbiła głowę lisa, w taki sposób, by ta spoglądała na miejsce gdzie kopali. Narach nie znał tego sygnału, jednak nie chciał zdradzić swojej niekompetencji przed siostrą.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Gdy doszli do skraju Doliny Koboldów z zaskoczeniem spostrzegli, że nie ma wartowników. Zawsze stały przynajmniej trzy osoby przy bramie, tego dnia zaś nie było nikogo. Zdziwiło to dwójkę koboldzich wędrowców do tego stopnia, że postanowili przeszukać okolicę w poszukiwaniu zaginionych strażników. Po niedługim czasie odnaleźli zguby, ich serca napełniła trwoga, gdyż ciała ludzi były zmasakrowane. Dzielni podróżnicy stanęli przed niełatwym dylematem, zawrócić czy kontynuować podróż. Narada nie trwała długo, oboje postanowili ruszyć dalej.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Gdy dotarli do bram wioski było już ciemno. Koło masywnych, drewnianych wrót zwisał niepozorny sznureczek, który na górze najprawdopodobniej połączony był z dzwonkiem, jednak tego koboldy mogły się tylko domyślać. Niestety, Narach i Siliy byli zbyt niscy by dosięgnąć sznurka, a nie chcieli zostać przed bramą za żadne skarby, gdyż obawiali się, że to co dopadło ludzi może dopaść i ich. Kobold przykucnął pod sznurkiem, a jego siostra weszła na jego ramiona, jednak wciąż nie dosięgała zwisającej liny. Narachowi powoli udało się stanąć, jednak po chwili zwalił się na nogi pod ciężarem wybicia koboldzicy. Siliy chwilę trzymała linę zwisając z wysokości, jednak po chwili jej nieprzyzwyczajone do wysiłku ręce szybko wypuściły konopny sznur.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Kto tam? - Rozległ się głos z góry</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Przybywamy z rozkazu Walersa Folka, mamy ważne listy do przekazania gildii kupieckiej. - Odpowiedział skrzeczący nieco głos z dołu. - Pośpieszcie się, bo mamy kłopoty, ktoś bardzo zły może podążać naszym śladem.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-Wchodźcie wędrowcy. - Drzwi we wrotach uchyliły się, a człowiek, który się w nich pojawił miał minę, jakby zobaczył ducha. - KOBOLDY! - Wydarł się tak, że z Narach był pewien, iż słyszy go całe miasto. - Do broni! </span> </p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">-My przybywamy w pokoju! Jest nas tylko dwójka, ale mamy bardzo złe wieści. - Siliy wyciągnęła przed siebie tubę ze znakiem – Chcemy się widzieć z burmistrzem, mamy ważne wiadomości!</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">--- najbliższa część ---</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">--- SPOILER ---</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Kobold spotyka nagą kobietę o niebieskiej skórze, która wygląda na słabą, bądź chorą. Dopiero po chwili spostrzega, ze jest chroniona przez bestię, niedzwiedziołaka i jaszczuroczłeka. Zaczyna uciekać, Ci go łapią, wiążą i rzucają niedaleko. Zanurzają kobietę w wodzie, ta staje się zielona. W zamian za życie, kobold musi złożyć przysięgę, że zaniesie kwiat do Księżniczki Vlotry, dbając o niego itd.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">--- POSTACIE ---</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Narach Babin – kobold, główny bohater. Na początku zły, złośliwy i bezwględny, jednak pod wpływem siostry będzie się zmieniał w istotę szanującą życie ponad wszystko.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Siliy Babin – siostra Naracha, o rok starsza. Uciekła za bratem, sprzeciwiając się klanowi. Dobiła dopplera, o czym mówi mu na wozie w czasie jazdy z karawaną. W trakcie ataku na karawane ujawnia przed bratem swoje zdolności magiczne i tworzy portal do osady w Dolinie Koboldów. Na miejscu odkrywają, że obóz szykuje się do obrony przed najazdem ludzi, gdyż w rozkazach, które dostarczyli był między innymi rozkaz ataku na osadę.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Walers Folk – umierający na początku przygody goniec pieszy, przenosił rozkazy. W stolicy od jego przybranej córki Amelii, Narach dowiaduje się, że Walers miał za zadanie przekazać rozkazy w tubie tylko w przypadku, gdy Koboldy odmówią współpracy. Gdy jednak pomogą, miał wraz z odziałem koboldów dostać się za pomocą sieci pradawnych tuneli na tyły wroga i tam zabić przywódce nadciągającej hordy nieumarłych, który nazywa się Olijasz</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><br /></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Naja – Półbogini życia, była zwykłą kobietą, jednak oddała się w pełni naturze. Przypłaciła swój dar uzależnieniem od wody i faktem, że jej humor wpływa bezpośrednio na przyrodę. Jej dar jest jednocześnie przekleństwem, gdyż gdy pomyśli, że coś musi żyć, to ożywa, a gdy nawet w złości pomyśli, że ktoś musi umrzeć, umiera.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Marach – Człowiek z głową i szyją niedźwiedzia. Jest niezwykle silny i nawet po trzech dniach ciągłego biegu nie czuje zmęczenia. Pomaga Naji w jej codziennych spawach, dla nowopoznanych jest niezwykle szorstki, jednak wraz z zawiązaniem znajomości okazuje miękkie serce.</span></p> <p style="text-indent: 0.53cm; margin-bottom: 0cm"><span style="font-family:DejaVu Sans Mono, monospace;">Perach – Podstępny i gadzi jaszczuroczłek. Wyklęty przez swój klan, ponieważ sprzeciwił się ojcu i stanął w obronie Naji. W przyszłości zdradzi ją przez przypadek. Pomimo, że Ona nie będzie mu miała za złe zdrady, jednak Parach będzie sądził, że jest to spowodowane jej dobrem, nie jej prawdziwą oceną.</span></p><br /><p><span class="Apple-style-span" ><b><i>//Liczne poprawki, głównie literówki, powtórzenia wyrazów wychwycił Cesarz, za co mu bardzo dziękuje.</i></b></span></p>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-20394245390199467292010-08-25T21:42:00.000+02:002010-08-25T21:43:53.689+02:00Microsoft złotym sponsorem Jesieni LinuksowejJak zapewne większość się zorientowała, jestem z natury podejrzliwym pesymistą, który zawsze szuka drugiego dna. Tak też jest z zaskakującym ruchem firmy Microsoft, produkującą systemy z rodziny Windows, które postrzegane są przez młodych, bądź tych bardziej fanatycznie nastawionych, jako wrogowie Linuksa. Mianowicie Microsoft sponsoruje imprezę Linuksową. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że twórcy Windows chcą wkupić się w środowisko OpenSource. Moim zdaniem MS chce sprawdzić czy łatwo się Linuksowcy sprzedadzą swojemu "wrogowi".<br />UWAGA SPOILER KSIĄŻKI SREBRO STEVENA SAVILE<br />Ale mam też ciekawą teorię, dużo ciekawszą. Za "dobre wyniki w nauce, bardzo dobre zachowanie oraz ogromne zaangażowanie w życie klasy i okazaną pomoc [podwójna spacja] w roku szkolnym 2009/2010" otrzymałem książkę Stevena Savile'a pod tytułem "Srebro". Ta książka opowiada o pewnych złych ludziach "sykariuszach", których taktyką było zaprzyjaźnić się z ofiarą, a następnie zaatakować z skutkiem śmiertelnym i wołać dla niepoznaki o pomoc dla ofiary, jak by to zrobił prawdziwy przyjaciel. Microsoft też próbuje się zaatakować podobną taktyką.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-58560956924044468082010-08-15T01:05:00.003+02:002010-08-15T01:13:26.534+02:00Qt Creator - on_nazwaObiektu_sygnalDzisiaj odkryłem kolejną fajną rzecz w origranue Qt Creator. Mianowicie, gdy mam obiekt w formularzu z desingera, który np. nazywa sie loadButton i jest typu QPushButton, więc ma sygnał clicked(), mogę napisać w sekcji slots "void on_loadButton_clicked()", a Qt sam mi podłączy sygnał do slotu. Dzięki tej "sztuczce" łatwiej mi rozwijać swoje mikro projekty. <br /><br />Wpis króciutki, ponieważ to co chciałem napisać nie mieściło się na blipie. Takie wpisy będą oznaczane specjalnym tagiem "miniblog", a linki do nich będą na blipie.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-75105673856006061162010-07-30T09:39:00.003+02:002010-12-06T20:58:46.425+01:00Obiektowe boom i puchnący kodNiektórzy wiedzą, że jestem już w zaawansowanym stadium osobistego projektu żartobliwie nazwanego "JAVATAR", który polega na poznaniu JAVA w stopniu pozwalającym, na napisanie przeciętnej aplikacji. Co prawda mam już niewielkie opóźnienie, ale nie i tym będzie dzisiejszy wpis.<br />W czasie nauki C++ często zauważałem jak wychwalano obiekty. Rzeczywiście, często ułatwiają prace, ponieważ operowanie na nich jest "wygodniejsze i bardziej intuicyjne". Podejrzewam, że ten pogląd bierze się stąd, że programista pod jedną nazwą ma dostęp do funkcji, zwanych metodami i danych. Mi, osobiście, się to jednak nie podoba, ponieważ daje złudny obraz obiektu, jako danych i kodu w jednym miejscu. W rzeczywistości jednak są to stare, dobre funkcje z wskaźnikiem na stukture w pierwszym, niewidocznym dla programisry argumencie. Myśle, że fakt, iż kod nie jest bezpośrednio połączony z danymi, jest istotny, jednak często nasi nauczyciele, nie ważne czy to są ludzie, czy kursy lub książki, "zapominają" nas o tym poinformować. Może przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że cała magia OOP nagle znika? Doświadczony programista zaraz by zwrócił uwagę na "przewspaniałą" możliwość dziedziczenia. Niestety, to tylko doklejanie kolejnych pòl do struktury i wywołanie metody o innej nazwie. Przeciążone funkcje też nie są magiczne, suma(int, double) to sumaid, a suma(int, int) to sumaii. Nie, nie twierdze, że obiektowość jest zła czy nie potrzeba, ponieważ z pewnością ułatwia zarządzanie zasobami ludzkimi i kodem projektu. Na kilku spotkaniach ustalane są podstawowe obiekty, ich interfejsy, oraz zależności, a później można przejść do tego, do czego programiści są stworzeni, czyli do klepania kodu w własnym zakresie. Do tego system szablonów skutecznie ułatwia pisanie uniwersalnych i łatwiejszych w zarządzaniu, więc też utrzymaniu, projektów.<br />Kazdy się z pewnością domyśla, że im mniejszy jest kod (mniej ma linijek), tym łatwiej nim zarządzać, jednak twórcy JAVA chyba o tym zapomnieli. Samo OOP wymaga napisania dodatkowego kodu dla każdej z klas i zachowując "dobre maniery" programowania obiektowego (np. dodawanie set i get dla zmiennych do których użytkownik ma określony dostęp) okazuje się, że kod, który powinien zajmować 2kB, nagle zajmuje 6 kB. W przypadku większych projektów pewnie tak tego nie widać, ale nawet przy założeniu, że kod urośnie o 30% mnie przeraża. Nie chodzi mi tutaj o to, że kod musi być przeciskany przez wolne łącza lub zajmuje dużo miejsca na dysku, zawsze może być skompresowany, ale o to, że programista, który dołącza się do projektu musi przeczytać prawie o 1/3 kodu więcej, by ogarnąć całość programu i systemy nim rządzące. W rzeczywistości jest to duża strata czasu, na którą pewnie niektórzy się nie godzą i nie czytają całego kodu, więc z pod ich palców wychodzą znaczki, które robią to, co już ktoś inny napisał. Kod jeszcze bardziej puchnie, a gdy taka sytuacja się zdarza to już po krótkim czasie dochodzi się do tego, że trzeba przepisać kod. Jednak komu chce się przepisać aplikacje, która ma miliard linii kodu? Dla firmy jest to nie do pomyślenia, ponieważ zatrzymuje rozwój całej aplikacji, stwarza nowe miejsce dla błędów i nie gwarantuje, że stare się nie powtórzą.<br />Całkiem inną rzeczą, która mnie w JAVA irytuje jest to, że nie ma szablonów funkcji, ani, sądząc po podstawowym api JAVA, żadnych mechanizmów pozwalających na wykorzystanie tego samego kodu w nieco innej sytuacji. Powstae niezdrowa sytuacja, w której trzeba przeciążyć funkcje dla każdego typu podstawowego osobno. Jest to szczególnie denerwujące gdy w naszej obsłudze któregoś z typów wkradnie się malutki błąd, którego zauważenie często zajmuje sporo czasu. Jeszcze musi być odzielna wersja dla obiektów... Nagle oskazuje się, że niepotrzebnie trzeba napisać o połowę więcej kodu.<br />W JAVA nie da się też przeciążać operatorów, co w przypadku np. BigDecimals. Nie dość że jest bardzo nieintuicyjne, to jeszcze sprawia, że kod jest mniej przejrzysty i bardziej zagmatwany. Człowiek widząc "a > b" szybciej zorientuje się o co chodzi niż składnia wywołująca "compareTo", której szczerze jeszcze nie rozumiem...Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-36066073178473475612010-07-24T18:03:00.003+02:002010-07-24T18:48:14.951+02:00Nie chęci, a poświęcenie się liczyKto nie zna powiedzenia "Chcieć to móc"? Chyba każdy to słyszał przynajmniej jeden raz w życiu, ale kto się na tym głębiej zastanawiał?<br />Chęci to podstawa, jednak moim zdaniem nie są najważniejsze. W sumie twierdze, że same chęci nie mają żadnej mocy. Wiele ludzi chce coś zmienić, jednak nie zmieniają nic, ponieważ brakuje im ważnego czynnika, który nazywam poświęceniem. Chęci są tak jakby zapłonem do tego, by działać, jednak sukces zależy od poświęcenia, ponieważ tylko w przypadku gdy ktoś (jednostka, grupa, twór prawny) jest w stanie poświęcić swoje środki, jak np. czas, pieniądze lub energie, tylko wtedy może się zbliżać do osiągnięcia sukcesu.<br />Dowodem na to, że mam racje jest coraz bardziej znaczacy sukces OpenSource nad rozwiązaniami komercyjnymi. Dla przypakładu, twórcy Linuksa i naprawdę ogromnej ilości oprogramowania na ten system, nie biorą pieniędzy za to, co robią, jednak ich rozwiązania są często wydajniejsze od tych, które napisali programiści za pieniądzę. Twórcy oprogramowania, którzy programują z pasją poświęcają znacznie wiecej energii na swoje projekty niż Ci, którzy poświęcają jak najmniej energii w zamian za płacę, która często jest jedynym motywatorem.<br />To jak jesteśmy w stanie się poświęcić zależy od naszej motywacji, wewnętrznej i zewnętrznej. Twórcy otwartego oprogramowania są motywanie głównie wewnętrznie, poprzez idee OS lub chęć "zabłyśnięcia", przynajmniej tak mi się wydaje, zaś ich koledzy zajmujący się programowaniem komercyjnym są motywani pieniądzem. Jak świat niekoniecznie informatyczny pokazuje, idea jest dużo mocniejszym czynnikiem od pieniądza, ponieważ w historii ludzie buntowali się dla "wolności" by znów zostać "zakutymi w kajdany systemu" albo przykład bliższy nam, współczesnym ludziom, terroryści. Moim zdaniem ludzie, mocno wierzący w jakieś ideologie, są tak samo zmotywowani jak Ci, co mocno wierzą w swoich Bogów. Z resztą, słysząłem stwierdzenia które, sądząc po użytych słowach i składni zdania, jednoznacznie stawiały ideologie na wysokości Bogów innych osób. Wiem też, że pieniądze również mają swoją moc, szczególnie gdy ich suma jest duża, jednakże wydaje mi się, że ich siła maleje. Niestety, nie mam okazji sprawdzić tego w praktyce, jednak obserwuje takie zachowania wśród ludzi ze środowiska. Osoba kierująca się ideą jest w stanie poświęcić jej swoje życie, zaś osoba, która robi coś dla pieniądza, tylko 8h przez 6 dni w tygodniu...<br />Dobrym przykładem, właściwie aktualnie jedynym przychodzącym mi do głowy jest Richard Mattew Stallman. Sam był w stanie przez pewien czas konkurować z potężnymi firmami, które miały sztaby programistów, ale historia jego heroicznego boju zasługuje na własny wpis.<br />Podsumowując, chęci bez poświęcenia są niczym, potrzebny jest też poświęcenie. Moim zdaniem "Chcieć to móc" jest przekłamane, gdyż leniwe osoby uszczuplały to powiedzenie, ponieważ ludzie lubią skróty myślowe. Być może kiedyś te słowa brzmiały podobnie do "Będąc zdolnym do wielkiego poświęcenia osiągniesz sukces."?Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-33339270901079497922010-02-06T00:35:00.001+01:002010-02-06T00:37:32.752+01:00<p>Od jakiegoś czasu nosze się z napisaniem gry. Początkowe założenia były naprawdę ambitne, bitwy w kosmosie, na pokładzie statków, na planetach... W czasie równoległej walki kosmicznej i abordarzu uszkodzenia statków miały być nanoszone na arene abordarzu, a wszelkie dokonania na pokładzie, przenoszone na gre w kosmosie. System uszkodzeń miał być również skomplikowany, nie dość, że każde pomieszczenie statku miało odzielną atmosfere (z popękanego kadłuba uciekało by powietrze), to byłaby możliwość wyłączenia, na przykład, reaktora statku, co by go wyłączało praktycznie z bitwy, chyba że miałby inne źródło energii, lub załoga odbiła by pomieszczenie gdzie reaktor się znajduje i włączyła go ponownie (a włączenie reaktora, gdy konsola sterująca jest zniszczona wiązałoby się z ryzykiem przeciążenia i BOOM). Ale to za dużo kodzenia, po drugie grafika brak.</p><p>Wersja druga pomysłu, to gra www, podobna do starego OGame, bo grafika żadnego znaleźć nie mogę, jednak bardziej rozbudowana (5 surowców, rasy, atmosfery, niszczenie i przejmowanie planet, losowe wydarzenia), jednak chyba i ona nie wyjdzie, bo plan skomplikowany, a ilosc jezykow webotwórczych też spora...</p>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-86380794865520956762010-01-10T17:56:00.002+01:002010-01-10T17:59:27.674+01:00Reaktywacja<div style="text-align: justify;">Byc moze w koncu uda mi sie powrocic do starego bloga. Nie pisze juz na hack.pl, wlasciwie to w ogole przestalem cokolwiek publikowac. Jednak ferie sie zblizaja i zamierzam cos naskrobac. Wiecej napisze jak skonfiguruje nowy (a moze wlasciwie stary?) system. Powrot do Debiana.<br /></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-2532994427808808772008-10-12T20:47:00.001+02:002008-10-12T20:49:29.777+02:00Problemy wikipedii<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZYfMKz2G2sP94b5aySpZZwVW6rfAkJ9y2BNauDKLcPa-k7hLLBvpeXVKzMRTkr6BrXlERU_Q-8nNgCsTqtTbpKCQ2TdKnB2ZjFFPVlrZLePLFYjeQjVK3iYKQgFfz1NK_3gTO76Tsfw8/s1600-h/zrzutekranu-332.png"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZYfMKz2G2sP94b5aySpZZwVW6rfAkJ9y2BNauDKLcPa-k7hLLBvpeXVKzMRTkr6BrXlERU_Q-8nNgCsTqtTbpKCQ2TdKnB2ZjFFPVlrZLePLFYjeQjVK3iYKQgFfz1NK_3gTO76Tsfw8/s400/zrzutekranu-332.png" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5256341160644823170" border="0" /></a><br />Myślę że autor wątku się nie obrazi, jeśli tak, proszę o kontakt. Moim zdaniem wiadomość bardzo ważna dla wszystkich, nie tylko wikipedystów.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-27077209153974521782008-10-10T14:50:00.003+02:002008-10-12T20:50:28.861+02:00Ludzie, bierzcie przykład!<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWxRyDvY82zV4zmuTmcJZaDjo7y-FfF8yn5InyqfsMSPlQB0gNtee55-2pBpTBO8SryQLmaNlNQxlzgWjqNT9swjwnLH1qgCQq4TVl9QVS46XZrbXAAAy0wPvLkHJbKGySSXnyAls7_EI/s1600-h/zrzutekranu-323.png"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWxRyDvY82zV4zmuTmcJZaDjo7y-FfF8yn5InyqfsMSPlQB0gNtee55-2pBpTBO8SryQLmaNlNQxlzgWjqNT9swjwnLH1qgCQq4TVl9QVS46XZrbXAAAy0wPvLkHJbKGySSXnyAls7_EI/s400/zrzutekranu-323.png" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5255507258542609154" border="0" /></a><br />Jako iż jestem członkiem LOPu (z przymusu mojej kochanej pani wychowawczyni Darii) upamiętniam tego newsa.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-46577077198939216142008-09-18T14:54:00.002+02:002008-09-18T14:58:33.609+02:00Promocja wiersza "Czerwone motyle"Dzisiaj przeglądając "po szkolne" wiadomości wpadłem na bloga kolegi Esora. Przetłumaczył swój wiersz "Czerwone motyle" z 8 września 2006r na język angielski. Spodobał mi się więc polecam odwiedzić jego bloga i przeczytać ten wiersz, oraz jego intencje.<br /><a href="http://gitensens.jogger.pl/2006/09/08//"><br />Blog "Miód i Cynamon"</a>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-44599606327030646712008-08-31T14:57:00.003+02:002008-08-31T15:23:14.951+02:00BLOG DAY 2008Zazwyczaj nie chodzę za tradycjami, jednak teraz będzie inaczej. 31.08 to ważna data dla każdego blogera, jest to data <a href="http://www.blogday.org/">Blog Day</a>'a. Jest to "święto" bloga, z którego okazji przyjęło się że blogerzy promują swoje ulubione blogi.<br /><br />AntyWeb<br />Bardzo popularny blog, dużo osób go sobie chwali. Myśle że mój opis będzie tutaj zbędny.<br />http://antyweb.pl/<br /><br /><a href="http://chakier.bblog.pl/" target="_blank">733+ Chakier</a><br />Bardzo śmieszny blog, opowiada o przeżyciach Charyzjusza Chakiera, osadzony w klimatach fantasy. Jest to humorystyczne wypaczenie informatyki, co nie oznacza że musisz się na niej znać, by to co tutaj jest opisane Cię rozbawiło. Liczne uwagi Chakiera dotyczące pisowni w dialogach, wtrącająca się w notatkę Chelena i malutka Charysia... Blog póki co trzyma klase i czytam go przed innymi.<br />http://chakier.bblog.pl/<br /><br /><a href="http://room-303.com/blog" target="_blank">Room 303</a><br />Pierwszy śledzony przezemnie blog. Niestety mało aktualizowany, moim zdaniem zbyt żadkie aktualizacje znacząco wpływają na liczbę osób które czytają ten blog. To właśnie z niego dowiedziałem się o blogu narzeczonej programisty, który opisze niżej.<br />http://room-303.com/blog/<br /><br /><a href="http://enter.stringi.com/" target="_blank">Blog narzeczonej programisty</a><br />Drugi śledzony przezemnie blog, później to już była ich chmara i pogubiłem się w liczeniu. Pisze go narzeczona programisty Enter'a. Niestety ten od urodzenia "dziecka programisty" opuścił się bardzo, ale mam nadzieje że zanim zdążycie przeczytać to co było wcześniej, blog podniesie swój poziom na taki jaki miał wcześniej.<br />http://enter.stringi.com/<br /><br /><a href="http://prawo.vagla.pl/" target="_blank">prawo | VaGla.pl Prawo i Internet - prawne aspekty społeczeństwa informacyjnego</a><br />Świerzak w moich RSSach, zazwyczaj prawo mnie nie interesuje, ale ten blog przedsatwia je w takiej formie że aż chce się go czytać. Niestety jego układ (jak na niego wchodzimy) nie jest zadawalający (według mnie jest ciasny :| ), ale jeśli ktos czyta go przez RSSy to napewno ta ciasnota nie przeszkadza.<br />http://prawo.vagla.pl/<br /><br />Notkę sponsorują:<br />(>^o^)> <(^o^)> <(^o^<)Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-90318989837517564182008-08-12T23:13:00.005+02:002008-08-13T00:08:57.267+02:00[BASH]Skrypt do robienia backupów MySQL'a.Zamieszczam tutaj skrypt mojego autorstwa do robienia kopii zapasowych baz danych w MySQL'u. Pozdrowienia dla <a href="http://ctrl-alt-del.cc/">TQM</a>, który to dał mi pomysł by stworzyć taki skrypt.<br /><br />Skrypt pobiera 3 argumenty. Pierwszym z nich jest ścieżka do katalogu gdzie mają zostać zrobione kopie zapasowe. Drugi argument to użytkownik do bazy danych. Trzeci, jego hasło. W podanym katalogu, który podamy w pierwszym argumencie jest tworzony następny, którego nazwą jest aktualna data według formatu ROK-MIESIĄC-DZIEŃ. Następnie w tym katalogu są tworzone pliki, o nazwach takich, jak konkretne bazy danych. Po stworzeniu wszystkich baz, ich kopie są kompresowane za pomocą programu gzip. Polecam równiez program bzip2, jednak TQM odradził, ponieważ według niego bzip2 za długo kompresuje.<br /><br /><pre>#!/bin/bash<br />echo "Backup databases by Nikow."<br />#Pobranie danych inicjujacych.<br />BACKUPSDIR=$1<br />USER=$2<br />PASS=$3<br />DATA=`date +"%Y-%m-%d"`<br /><br />#Katalogi<br />if [ ! -d $BACKUPSDIR ]<br /> then<br /> echo "Katalog ${BACKUPSDIR} istnieje."<br /> mkdir -v $BACKUPSDIR<br /> if [ "$?" != "0" ] <br /> then<br /> echo "ERROR!"<br /> exit 1<br /> fi<br />fi<br /><br />mkdir ${BACKUPSDIR}/${DATA} >& /dev/null<br />cd ${BACKUPSDIR}/${DATA}<br /><br />#Wyciaganie baz.<br />BAZY=`echo "show databases;" | /usr/bin/mysql --silent -u${USER} -p${PASS}`<br /><br />#Dump<br />for BAZA in $BAZY; do<br /> echo "Zrzucanie bazy ${BAZA}..."<br /> /usr/bin/mysqldump --add-drop-database --add-drop-table \<br /> --complete-insert --create-options \<br /> --single-transaction -u${USER} -p${PASS} \<br /> ${BAZA} > ${BAZA}.sql<br />done;<br /><br />#Kompresja<br />echo "Kompresja baz..."<br />nice -15 gzip -9v *<br />echo "KONIEC!"<br /></pre>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-73401274409471628152008-07-16T18:19:00.003+02:002008-07-16T19:26:33.106+02:00Kolejna niedokończona sprawa oraz nowe perspektywyZnowu rozpoczełem coś, czego RACZEJ nie dokończę. Chodzi tutaj niestety o zaplanowany zbiór notek o FireWall'ach. Postaram się zrobić to w innym czasie. Jednak ostworzyła się przedemną nowa, bardzo kusząca perspektywa.<br /><br />Jak niektórzy zapewne wiedzą, zaczełem się uczył języka JAVA, co nieco kłóci się z moimi wcześniejszymi upodobaniami bycia blisko sprzętu. Chociaż można by się tego spodziewać, po tym jak w ucieczce przed nieprzenośnością, "uciekłem" do pythona. JAVA to wirtualna maszyna, która wykonuje swój osobliwy kod. Jest nie kompatybilna wstecz, wolna, pamięciożerna, ma niewygodną dokumentację, potrzebuje specjalnego programu by odpalić kod. Ogólnie ochyda. Ale dzięki tym wszystkim wadom ma dwa pewne duże plus, tam gdzie jest wirtualna maszyna, tam kod zadziała bez zmian w kodzie i jest zapotrzebowanie na programistów JAVA. Po drugie, dostałem "cieniutką" książkę do nauki liczącą "zalednie" 1200 stron za free, więc dlaczego miałbym nie skorzystać? Jeśli masz możliwość zarobku dużej kasy, przy okazji robiąc to co lubisz (czyli w moim przypadku kodząc), to dlaczego z tego nie skorzystasz? Co dziwiniejsze, ten zły i chory język, przy 3 próbie nauki okazał się przyjemny.<br /><br />Tak więc niedługo dodam do swojej listy znanych języków język JAVA.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-10514390991464158982008-06-29T00:20:00.002+02:002008-06-29T00:24:43.920+02:00FireWall, część pierwsza.<div style="text-align: justify;">Dzisiejsza notka jest o iptables. Iptables to narzędzie ustawiające netfilter, czyli taki Firewall wbudowany w jądro Linuksa. Moim zdaniem jest to najlepszy Firewall, ponieważ jest lekki i skuteczny. Pamiętając o mniej obeznanych z zabezpieczeniami czytelnikach wytłumaczę na początek co to jest Firewall.<br /><br />Firewall (czyli po polsku "Ściana ogniowa" lub "Ściana ognia") albo jak kto woli zapora sieciowa to jeden z podstawowych sposobów zabezpieczenia sieci przed niechcianymi osobnikami. Nie możemy oczywiście brać tego dosłownie i rozlewać naokoło naszej maszyny benzyny by później ją podpalić, po pierwsze, mogło by to uszkodzić maszynę, po drugie, mogło by to zniszczyć pobliskie przedmioty, a po trzecie, trzeba byłoby takie coś często odnawiać, a benzyna jest coraz droższa. Firewall to urządzenie (firewall sprzętowy) lub program (firewall programowy), który blokuje niechciany ruch. Jakiego ruchu możemy nie chcieć? Na przykład, możemy chcieć stworzyć sobie serwer FTP, ale tylko dostępny dla ludzi z sieci lokalnej (LAN), wtedy za pomocą 1 regułki dajemy dostęp do naszego serwera tylko dla danego zakresu IP, w którym mieści się nasza lokalna sieć. Gdy ktoś z zewnątrz będzie chciał się z nami połączyć, po prostu jego pakiet, nie dojdzie do usługi na naszym serwerze, przez co serwer nie odpowie.<br />Wiemy jak działa firewall, teraz zobaczymy jak stworzyć prosty FireWall. Dla przykładu, chcemy ograniczyć dostęp do usługi naszego serwera, tylko do naszego komputera. Jaka to może być usługa? Dla przykładu SSH, który standardowo słucha na porcie 22. Piszemy:<br /><span style="font-style: italic;">iptables -A INPUT -s ! 192.168.1.11 -p tcp -dport 22 -j DROP</span><br />W miejsce 192.168.1.11 wstawiamy swój adres IP, ten podany tutaj, to mój realny IP wewnętrzny. Teraz, załóżmy ktoś włamał się na komputer Kasi, która ma IP 192.168.1.10 i próbuje zalogować się na nasz serwer. Włamywacz nie będzie mógł się połączyć z naszym komputerem, ponieważ jądro Linuksa zobaczy że adres komputera próbującego połączyć się na port 22 nie jest równy adresowi 192.168.1.11, w rezultacie zgodnie z powyższą regułką, wszystkie pakiety od tego hosta zostaną upuszczone. Usługa nawet nie będzie "wiedziała" o próbie połączenia z danego adresu. Usługa nie wie również, że tylko z jednego IP można się z nią połączyć, co bardzo ułatwia nam konfigurowanie lub testowanie jakichś usług, które mogły by zostać wykorzystany w zły sposób. Jednym z takich złych sposobów jest wykorzystanie naszego jeszcze nie skonfigurowanego serwera poczty, do rozsyłania niechcianych wiadomości.<br /><br />Jak widzisz, FireWall jest bardzo przydatny, a w następnej części dowiesz się, jak samemu stworzyć proste regułki FireWall'a, które pozwolą Ci zabezpieczyć swoją lokalną sieć. Zachęcam do komentowania.<br /></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-34890651211571016882008-06-27T21:51:00.007+02:002008-06-27T22:20:57.143+02:00Hack.pl<div style="text-align: justify;">Notka reklamówka, zamierzam reklamować miejsca przeze mnie odwiedzane, dlaczego by nie? Już widzę na elite room'ach, kanałach itd wyśmiewanie mnie, ale ja się tego nie wstydzę. Nie mam czego, ja trzymam poziom, a za czarną masę która się tam złazi nie biorę odpowiedzialności.<br /><br />Na forum hack.pl pisuje codziennie, pewnie dlatego że nie mam gdzie indziej jawnie pochwalić się wiedzą i przy okazji pomóc komuś w potrzebie. Nie, nie mówię tutaj o ludziach (?) którzy chcą hakować maile kolegów, czy konta Tibii. Wśród tej masy jest parę "perełek", na które opłaca się odpowiedzieć. Znajdują się ciekawe problemy kryptograficzne, a Ci, którym zaszedłem za skórę nadużywając kryptografii, wiedzą że nad dobrą łamigłówką potrafię siedzieć godzinami, byle ją rozwiązać. Są też problemy programistyczne, takie jak implementacja niecodziennego algorytmu, czy problemy związane bezpośrednio z zabezpieczeniami, czyli jak skonfigurować firewall'a czy zabezpieczyć się przed spoofingiem lub sniffingiem. Można poznać tam naprawdę ciekawych ludzi, takich jak doświadczony administrator "tqm", który jest zawsze chętny do pomocy (chyba że go nie ma).<br />Jednak mimo paru plusów forum ma też wiele minusów, co zauważają poranni forumowicze. Plagą są tam SPAM boty, jednak moderatorzy je twardo wycinają. Moim zdaniem wystarczyła by mała zmiana w formularzu rejestracyjnym, ale zasłaniają się komercyjnym silnikiem forum (co za głupota!) i licencją. Tak, wiem że trzeba jej przestrzegać, ale czy nie można przenieść forum na jakiś otwarty silnik?<br />Ostatnio hack.pl wzbogacił się o nowy bajer, jest nim IRC, tylko po co aplet javowy? Czyżby hack.pl wiedział że ma niski poziom i nie chce go podwyższyć zmuszając użytkowników do poduczenia się nieco o komunikacji w sieci? Za tą notkę dostane niezłą burę od współużytkowników hack.pl, ale co mi tam.<br /><br />Podsumowując, jeśli nie wiesz gdzie zacząć swoją karierę, możesz zacząć na hack.pl, najwyżej gdy już zdobędziesz nieco respektu, przeniesiesz się do jakieś grupy. hack.pl? Miejsce dla newbie i odrzuconych? Chyba tak...</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-76993003294474039842008-06-18T16:07:00.002+02:002008-06-18T16:14:58.178+02:00Będą zmiany... Przymuszone...Nie wiem czy jeszcze ktoś mnie czytuje, ale dla tych wytrwałych i dla tych co nie pomyśleli że znowu coś porzuciłem, nabazgrze co u mnie. Z pewnością wielu moich znajomych zauważyło że ostatnio byłem niedostępny na komunikatorach, nie odpisywałem na maile i SMS'y do mnie nie dochodziły. Nic mi nie jest, po prostu byłem w szpitalu w związku z moimi ostatnimi problemami zdrowotnymi. Już jest wszystko dobrze wiec zamierzam wrócić do mojego życia w sieci. Może częściej będę pojawiał się na IRC'u (pozdrowienia dla #ul.sezamkowa), ponieważ staram się z moim operatorem komórkowym [REKLAMA]Heyah[/REKLAMA] naprawić dostęp do internetu z telefonu. A... I zamierzam wrócić do czynnego blogowania.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-91372825796290710352008-05-11T21:02:00.003+02:002008-05-11T21:16:39.037+02:00Co mnie boli w C, czyli to co mi daje Assembler, a nie ma tego w C.Dzisiaj opiszę co jest moją bolączką w C. Co mnie denerwuje, ponieważ mam to w assemblerze, a w C już nie...<br /><br />Pierwszą rzeczą której nie mogę wybaczyć C to brak stosu. Programowanie bez możliwości odrzucenia czegoś w każdej chwili, by parę funkcji dalej to ściągnąć, jest dla mnie nie wygodne. Co prawda, mogę zrobić kolejną zmienną, ale według mnie, nie jest to tak wygodne, jak wklepanie "push eax". Dlatego w niektórych programach, pisze swój, sztuczny stos. Zaletą, a jednocześnie wadą sztucznego stosu jest brak wywołań funkcji, w assemblerze zawsze mogło mi się odwidzieć wykonywanie danej funkcji i wrócić 3 funkcje wcześniej. Rzadko się przydaje i można użyć goto, chociaż "jmp" lepszy.<br /><br />Druga rzecz której wręcz nie mogę podarować C, to brak systemu wykrywania przepełnień, który oferuje sam procesor x86! To co mam pod jednym mnenonikiem "jc" lub "jo" (zależnie czy przebicie ma być dla liczby ze znakiem, czy bez), muszę zastępować odzielną funkcją lub procedurą.<br /><br />Trzecia rzecz, która dotkneła mnie w czasie własnej implementacji wielkich liczb, brak czegoś takiego jak mnemonik "adc". Jak on działa? Jeśli przy ostatnim dodawaniu, nastąpiło przeniesienie (więc 1 się nie zmieściło) to ma dodać ten 1 przy następnym dodawaniu. Jeśli użyjemy zwykłego add, +1 nie zostanie dodany. Kiedy to się przydaje? Kiedy działamy na liczbach większych niż największe naszego procesora. Dla przykładu, na liczbach 128bitowych. W czasach teraźniejszych można już użyć rozszerzenia procesora, ale dalej nie mamy 1KiB zmiennych (chociaż po co aż tak duża? Może jeśli chcemy wyrazić odległość ziemia słońce w cm? Myślę, że ta odległość jest mniejsza od 2**1024 cm).<br /><br />Czy brak dostępu do niektórych rzeczy był wart większej przenośności? Odpowiedź na to pytanie, pozostawiam wam drodzy Czytelnicy.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-90527978101891096742008-05-10T09:19:00.008+02:002008-05-10T10:30:19.161+02:00Czy programy napisane w assemblerze są lepsze od tych w C?Słyszałem wiele opinni na ten temat. Ostatnio nawet ktoś wykłócał się co jest lepsze. O tym, że assebler nie może zostać zapomniany świadczy mój prosty test. Test został przeprowadzony na małym programie, wypisującym aktualny timestamp.<br /><br /> Na początek, wytłumaczenie dla nie informatycznych. Timestamp to ilość sekund, które mineły od 1 stycznia 1970 00:00:00 (tzw, początek ery uniksa, EPOCH) do chwili obecnej. Na podstawie tej wartości, oblicza się daty w komputerach z systemem operacyjnym z rodziny Unix, w Windows'ach jest chyba podobnie, ale u nich, czas liczony jest chyba od innej daty. Wiąże się to z pewnym problemem, ponieważ 19 stycznia 2038 03:14:07 czasu UTC, licznik się przekręci. Dobra, przejdżmy do wyników testów.<br /><br /> Pierw porównajmy wielkości programów. Na sam początek pójdzie statycznie skompilowany program wypisujący timestamp o kodzie zajmującym jedyne 91 bajtów:<br /><pre>#include<stdio.h><br />#include<time.h><br /><br />int main(){<br />printf("%d\n", time(NULL));<br />return 0;<br />}</pre><br />Kod myśle banalny, wypisz aktualny timestamp jako liczbę i wypisz znak nowej lini. A więc ten kod zajmuje 550959 bajtów, co daje w zaokrągleniu 551KB (538KiB). Teraz raczej unika się kompilowania statycznego, więc ten sam kod, skompilowałem dynamicznie, wynik od razu rzuca się w oczy, ponieważ jest to tylko 6399, co daje w zaokrągleniu 6KB (6KiB). Powalająca różnica, prawda? Teraz przyszedł czas na assemblera. Kod w assemblerze będzie "nieco dłuższy" ponieważ zajmuje 449kb, ale z pomocą <a href="http://rudy.mif.pg.gda.pl/%7Ebogdro/">kursu Pana Bogdana Drozdowskiego</a> powstał naprawdę szybko. Oto kod:<br /><pre>global _start<br /><br />section .text<br /><br />_start:<br />mov eax, 0dh<br />xor ebx, ebx<br />int 80h<br />;przygotowanie do itoa<br />mov esi, 1<br />mov ecx, 10<br />itoa:<br />xor edx, edx<br />div ecx<br />or dl, '0'<br />mov [buff+esi], dl<br />inc esi<br />test eax, eax<br />jnz itoa<br /><br />wypisz2:<br />mov ecx, buff<br />mov eax, 4<br />mov ebx, 1<br />add ecx, esi<br />mov edx, 1<br />int 80h<br />dec esi<br />jnz wypisz2<br /><br />mov eax, 4<br />mov ebx, 1<br />mov ecx, buff<br />mov edx, 1<br />int 80h<br /><br />exit:<br />mov eax, 1<br />int 80h<br />section .data<br />buff times 11 db 10</pre><br />Kod nie jest maksymalnie wydajny, by nie powiedzieć, że wypisywanie zostało napisane na "odwal się". Tutaj proszę o uwagę, całość zajmuje jedyne 868 bajtów, czyli poniżej 1KB! Ale to nie jedyny test jaki przeprowadziłem, pora na...<br /><br /> ...czasy wykonania programów! Czasy będę liczył za pomocą Linuksowego narzędzia time, więc można przyjąć, że będą wiarodajne, choć jeśli ktoś chce przeprowadzić własne testy, ma kody wyżej. Na pierwszy ogień idzie timestamp wykonany w C kompilowany statycznie. Po wielu wywołaniach programu, miałem wciąż te same wyniki:<br />real 0m0.019s<br />user 0m0.000s<br />sys 0m0.000s<br />więc uważam, że można im zaufać. Pierwszy wskaźnik pokazuje ile wykonywał się kod, 0.019 sekundy to naprawdę mało. Użytkownik nic nie wprowadzał, więc jego inwencja trwała zero i system uwinął się w poniżej 0.001 sekundy. Kolejny test, program w C skompilowany dynamicznie.<br />real 0m0.036s<br />user 0m0.000s<br />sys 0m0.000s<br />Jak widać, działał o 0.017 sekundy dłużej. Można sie było tego spodziewać, teraz kolej testu timestamp'u napisanego w assemblerze:<br />real 0m0.001s<br />user 0m0.000s<br />sys 0m0.004s<br />Tutaj widzimy system pracował dłużej, a jest to spowodowane wielokrotnym wywoływaniem przerwania wypisywania, ale po jednym znaku, C pierw wszystko formatowało, wrzucało do swojego buffora, a dopiero później wypisywało, przez co jądro miało mniej roboty, to samo mogłem zrobić w assemblerze, ale nie chciało mi się pisać dłużej kodu. Wyniki są jednoznaczne, program w assemblerze wykonał się w 0.005 sekundy.<br /><br /> Jeśli assembler jest taki mały i szybki, to dlaczego nie pisać w nim każdego programu? Assembler jest bardzo nie przenośny, algorytm napisany na PC, trzeba będzie przepisać, by można było go odpalić na mikrofalówce. C ma tutaj wielką przewagę, bo raz dobrze napisany algorytm, będzie działał na wielu platformach. Drugim argumentem przemawiającym przeciw assemblerowi, jest fakt że źródła programu napisanego w nim, są o wiele dłuższe niż w C(w naszym przypadku o okolo 80%). Istnieje też opinia, że w assemblerze się trudniej pisze, chociaż ja się z nią nie zgadzam, według mnie, jest on łatwiejszy, ale może to być złudzenie, ponieważ przez to że kody są w nim dłuższe, mogłem po prostu lepiej nauczyć się programować w tym języku.<br /><br /> Osąd, który z wyżej przedstawionych języków jest lepszy, pozostawiam wam, drodzy czytelnicy.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-86190257466471065232008-05-05T09:51:00.003+02:002008-05-11T21:17:03.244+02:00Mała przerwa w blogowaniu.Nastąpiła mała przerwa w blogowaniu, ale szczerze mówiąc nie wiem dlaczego. Może nie ma interesującego tematu? Dzisiaj zrobię reklamę innemu blogerowi, którego twórczość czytam.<br /><br />Blog który zareklamuję to blog <a href="http://chakier.bblog.pl/">Charyzjusza Chakiera</a>. Nie jest to blog z rodziny tych profesjonalnych, lecz blog, który jest parodią życia wielkiego fikcyjnego hakera, który nazywa się Charyzjusz Chakier. Polecam opowiadania publikowane na tym blogu, ponieważ są bardzo humorystyczne i według mnie, dobrze je się czyta przed lekturką polskiego <a href="http://bash.org.pl/">bash'a</a>.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5087914572566670649.post-23170435245821218372008-04-09T20:48:00.002+02:002008-05-11T21:17:29.624+02:00Koniec świata jest bliski...Niestety, ludziom znowu zachciało się bawić w Boga. Chcesz się dowiedzieć jak skończy się Twój żywot? Co ciekawsze, zgotują Ci go inni ludzie, a Ty nie będziesz mógł temu zapobiec. Ciekawy? Zapraszam do dalszej części tego wpisu.<br /><br />Niewielu wie, że jest tworzony około dziesięć razy szybszy internet, ale ilu z was wie w jakim celu? Mówi Ci coś "Large Hadron Collider"? Po polsku będzie to Wielki Zderzacz Hadronów, w skrócie LHC. Ten twór wymaga wielkiej mocy obliczeniowej, przez co potrzebuje super szybkiej sieci. Wielki Zderzacz potrzebuje tak dużej mocy obliczeniowej, że gdyby nawet w CERN'ie ustawić odpowiednią liczbę komputerów, to ośrodek nie byłby w stanie zapewnić im energii elektrycznej. Sieć ma zapewnić komunikację między różnymi placówkami badawczymi, by dane mogłby być rozsiane, przez co każda placówka, przejmie część danych które będzie mogła przetworzyć. Świetnie, ale co to ma wspólnego z końcem świata? Jeśli coś pójdzie nie tak, powstanie czarna dziura, która wciągnie ziemie i... dalej nie wiadomo co się stanie... Więc dlaczego tak ryzykujemy? Jeśli wszystko się uda i nie będzie końca świata, najprawdopodobniej to urządzenie dostarczy nam wiele odpowiedzi na najtrudniejsze pytania o pochodzeniu kosmosu, naszej planety, galaktyki i całej reszty.<br /><br />Zastanawia mnie tylko jeden fakt, kto pozwolił na takie ryzyko?!? Dlaczego MY, ludzie których życie jest narażane, nie mamy nic do gadania? Może przyszedł czas na globalny bunt?<br /><br />Drugą mało śmieszną rzeczą jest laser, który jest zdolny do wyprodukowania wiązki, gorętszej i jaśniejszej niż słońce, co teoretycznie, pozwala na tworzenie własnych supernowych! Na szczęście ten kolos ciągnie tyle energii, że nawet wszystkie elektrownie w USA, zebrane do kupy, nie zdołałyby go utrzymać. Ma moc (TU UWAGA) jednego PETAWATA, czyli 1000000000000000000000000 watów. Robi wrażenie? Teraz wyobraź sobie, drogi czytelniku, że ludzkość przed zagładą opisaną wcześniej znajdzie sposób na wytworzenie wystarczającej ilości energii. Hura, można przeprowadzać testy. W czasie jednego z testów nawala wyłącznik, i co? Na ziemi robi się piekielnie gorąco, inna planeta, na którą przypadkowo ten laser jest namierzony też się rozgrzewa. Nagle BOOOOOOOOOOOM i... pustka...<br /><br />Ludzie, wiem że uważacie się za mądrych, ale przejrzyjcie na oczy, zanim będzie za późno!Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07387535786537232572noreply@blogger.com2